Saturday, December 6, 2008

preCIouS fiSHes PArtY





































A więc wreszcie odbyła się prapetówka. Hucznie, iligancko i ze szykiem. Niewiele z niej zdjęć za to wspomnień trochę. Gdzieś koło 11h już na spokojnym kroku marynarza udaliśmy się pograć w piłkę nożną. Pech chciał, że na boisku grali lokalni kolesie, zaproponowaliśmy im mecz licząc na to, że się dostosują do naszego poziomu - nic z tego. Po godzinie myślałem, że wypluję płuca...Coś dla ciała i coś dla duszy powiadają mądrzy ludzie choć w odwrotnej kolejności. Niewielką grupą tym razem poszliśmy z Kiną, Snejkiem i Alexandrem oraz przez jakiś czas do póki się nie zgubili ze Stevem, jego niedoszłą dziewczyną i moim rowerem, na cmentarz. Była pełnia i dzięki niej mogliśmy iść przez las co prowadził do celu. Magicznie.

No comments: